poniedziałek, 22 czerwca 2015

A czas płynie jakby nigdy nic głośno liczy moje łzy....



Minął ponad miesiąc jak straciłam swojego 3 Aniołka...

2 dni temu dowiedziałam się, że moja siostra cioteczna jest w ciąży to już kolejna w naszej rodzinie...
Zabolało mnie to bardzo mocno, pomyślałam sobie wszyscy tylko nie ona...( jest osobą, która od zawsze uważała się za tą lepszą)
Czy ona bardziej zasługuje na szczęście ode mnie? wyłam 2 dni... jestem straszną egoistką... nie umiem się cieszyć, z czyjejś ciąży... zazdroszczę tym kobietom bardzo, nie mogę patrzeć na nie, ale także i na siebie...
Tyle reklam w tv z małymi dziećmi...po prostu nie mogę...

Zdałam sobie sprawę, że nie przedstawiałam się Wam.  
Mam na imię Martyna i mam 30 lat, obecnie nie pracuję... tak tak jestem bezrobotna i mieszkam w małym mieście...
Czuję się bardzo samotna z tym wszystkim... są lepsze dni, kiedy mam dni wyciszenia, ale są takie kiedy wszystko wraca ze zdwojoną siłą... strach miesza się z płaczem i złością i nadal zadaje sobie te pytanie dlaczego ja ?

Przestałam rozmawiać z Bogiem, mam do niego żal, i to ogromny... modliłam się codziennie, błagałam a On pozostawał głuchy...

Dlaczego tak to jest, że dzieci mają Ci co ich nie chcą i zabijają a odbiera tym co by oddali wszystko dla nich????????

Popadam w obłęd, paranoje, nie mam ochoty na nic, ostatnio mam nawet czarne myśli, z mężem nie mogę się dogadać, on uważa, że trzeba żyć dalej...żebym już nie płakała...

Potrzebuję jego i tych łez...

Dobija mnie wszystko, dosłownie... dlaczego to tak boli???

Moja strata


Zacznę, że miałam marzenia, a zwłaszcza jedno... zostać mamą...i jestem...

Mamą trzech Aniołków: Zuzi, Dominika i najmniejszego Kropusi...

Moje Kochane Dzieci, założyłam ten blog, aby odpisać wszystkie uczucia jakie towarzyszą mi na codzień..

Od odejścia Zuzi ( 10tydz- 2.06.2014)

                   Dominik( 10 tydz-12.09.2014)
                   Kropusia( 5tydz-12.05.2015)


Pamiętam wszystko, wraca do mnie każdego dnia i każdej nocy...

24kwietnia 2014 roku robię test ciążowy... 2 grube czerwone kreski... niesamowite szczęście... dzwonię do męża i przekazuje mu radosną nowinę, potem się umawiam do lekarza... potwierdził ciążę :) mówi, że bardzo wczesna...kazał brać witaminy, tylko tyle...
Nigdy nie pomyślałam, że coś może być nie tak... moje myślenie kończyło się na tym, że prosto jest donosić ciążę... potem się przekonałam jak bardzo się myliłam... za parę dni dostałam bóli brzucha, więc poszłam do lekarza, dał leki i kazał odpoczywać... lecz ja czułam się coraz gorzej... pojechałam na IP, trafiłam do szpitala. Zostałam poproszona na USG, nigdy nie pomyślałam, że za chwilę usłyszę przerażającą wiadomość... lekarz badał i badał i powiedział, że nie ma serduszka... i czy zgadzam się na zabieg...

Zaraz zaraz jak nie ma serduszka i jaki zabieg...byłam w szoku, powiedziałam, że nie i wyszłam... mąż stał na korytarzu, zaczełam płakać, widziałam, że mu też się zbiera... na wieczornym obchodzie powiedziałam, że nie będzie żadnego zabiegu, chcę poczekać... powiedział, że mogę czekać ale on nie widzi sensu...zatrzymali mnie jeszcze do poniedziałku i wypuścili z zaleceniem kontroli za 2 tyg... ale nie doczekałam, minął tydzień a ja postałam silnych bóli brzucha i krzyża, ból mnie powalił na podłogę nie umiałam wstać... znów szpital... i tym razem nie było dobrych wiadomości... leżałam 3 dni, w pon rano zrobili mi zabieg, ale przed zabiegiem wezwał mnie ordynator... kazał podpisać zgodę na zabieg, powiedział, że mogę zabrać i zrobić sobie mini pogrzeb....

nie rozumiałam o czym do mnie mówi...

Potem wepchneli mi na siłę 3 tabletki, nie chciały wejść, lekarz powiedział, że to moja wina bo powinnam się wyluzować... zaczynam płakać... każe wrócić na salę...

Mija parę godzin a bóle są niesamowite, idę do łazienki widzę krew, doczłapałam się do pokoju pielęgniarek i mówię... wszystko jest dobrze mówią tak ma być i do wieczora nikt do mnie nie zajrzał, ból fizyczny był niesamowity ale ten psychiczny jeszcze gorszy...wzieli mnie na zabieg wieczorem, nie pamiętam wiele, wszystko jest jak mgła... wiązali mi ręce i nogi a potem obudziłam się w łóżku...było ciemno, obok siedział mąż... poczułam beznadziejność i znów ciemność...w sali obok słyszałam bicie serduszka innego dziecka, popłyneły mi łzy...rano wypisali mnie do domu... wróciłam w domu pusto, cicho... a ja słyszę w oddali bicie serca tego dziecka z sali obok... moja psychika płata mi figla... co mam robić? jak dalej żyć? dlaczego ja?
Te pytanie nadal pozostają bez odpowiedzi...

Z mężem nie dogadywałam się za dobrze, myślę, że on też nie wiedział jak ma sobie z tym poradzić
On wrócił do dnia codziennego ja zostałam sama...

Reakcja otoczenia... gdy do tego wrócę to krew mnie zalewa...
To nie było jeszcze dziecko, może było chore, jesteś młoda będziesz miała mnóstwo dzieci, weź się w garść, wróć do życia, a teściowa potrafiła powiedzieć, że może przytyję to urodzę albo sobie adoptuję...

Głupia krowa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Pojechałam do lekarza do BiŁEGO do kliniki, tam mną się fachowo zajmą, lekarz zlecił kilka badań i powiedział  jest dobrze, można zajść w ciążę i zaszłam...

Znów zobaczyłam 2 piękne kreseczki...pojawił się strach,co to będzie... pojawił się ból krzyża, dzwoniłam do lekarza, powiedział, żeby przyjechać... nie zniosłam podróży najlepiej, bolało mnie wszystko, ale lekarz potwierdził ciążę, powiedział, że wszystko jest dobrze i z tym bólem krzyża może taki mój urok...
przepisał leki i wizyta za 2 tyg...

Strasznie się bałam, ganiłam się za te złe myśli, szkodzisz tylko dziecku...ale miałam złe przeczucia...
Strasznie długie były te 2 tyg, pojawiłam się na wizycie... lekarz kazał się położyć...
Zamknęłam oczy, lekarz powiedział.... jest serduszko o tutaj... widzi pani jak bije ... płakałam, że szczęścia.

wizyta za 3 tyg...cieszyłam się bardzo, ale na ramieniu siedział strach i nie mogłam się go pozbyć...

Mineło może z 2 tyg, poszłam na targ kupić trochę warzyw, jest lato więc mnóstwo tego... poczułam, że coś mi chlupneło, nie przejęłam się tym, bo cały czas miałam wzmożoną wydzielinę, ale jak przyszłam do domu, to się przestraszyłam, to nie była biała wydzielina tylko kawa z mlekiem.... od razu tel do lekarza, lekarz uspokoił mnie dalej kazał brać leki i dużo leżeć, powiedział, że to sie bardzo często zdarza kobietom w ciąży... ale ja od tego momentu czułam, że coś nie tam.... ten tydz był dla mnie koszmarnie długi...
W końcu nadszedł czas wizyty, położyłam się na fotelu... lekarz włączył usg i cisza.... powiedział, przykro mi... pamietam jak nic moje słowa....

ZNOWU.....

Dostałam tabletki...a raczej receptę...
Droga do domu mi się dłużyła... płakałam strasznie... mąż mówił, żebym nie płakała, ale ja nie mogłam...
W domu było jeszcze gorzej... na drugi dzień wzięłam tabletki, koszmar, nie chcę tego opisywać...
Czuję do siebie odrazę...po paru dniach przewróciłam się na podłogę, nie mogłam wstać, tak bardzo bolało i znów szpital.... nie obyło się bez zabiegu....

Znów ta cholerna pustka, bolało mnie wszystko, po 2 tyg dostałam krwotoku, okazało się, że w szpitalu podczas zabiegu musieli mnie zarazić jakąś bakterią... tak powiedział mi nowy lekarz

ustaliliśmy plan badań i leczenia....

Tak mijały miesiące.... pierwsze święta Bożego Narodzenia... okropne, kupiłam 2 aniołki na choinkę, i bombki z imionami naszych Aniołków...

Wigilia była smutna i święta też, nie miałam ochoty się cieszyć, myślami byłam daleko... nikt z mojej rodziny nie miał odwagi na głos powiedzieć, czego mi życzy...za to rodzina męża przeszła samą siebie...
Stwierdzili, że nic sie nie stało, nikt mnie nie przytulił jak płakałam, jak opowiadałam cytuję... weź się w garść i zmiana tematu.... nigdy im nie zapomnę tego...

z dnia na dzień psychicznie czułam się gorzej, był krzyk, płacz, były dni spokoju i tak na przemian...

Aż mineło 8 miesięcy i znów byłam w ciąży....teraz miało być zupełnie inaczej, mam leki, będę leżeć, mam dobrego lekarza itp...napisałam nawet do sióstr o pasek św. Dominika i się modliłam...
znów zaczęłam się źle czuć ból brzucha i krzyża, pomyślałam sobie znowu... ?

Pojechaliśmy z mężem do lekarza, zrobił usg nie zobaczył nic tylko małe zaciemnienie, powiedział, że tutaj prawdopodobnie się maluch umiejscowi...że to wczesna ciąża i że jak za 2-3 tyg przyjedziemy będzie już pięknie widać... przepisał leki i kazał leżeć...

W drodze do domu znów te głupie uczucie, naprawdę zaczynam sie bać... odchorowałam tą jazdę do lekarza 2 dni...potem stan się poprawił, alecz za 2 dni znów ból krzyża i tak wkoło...

12 maja znów zaczynam się źle czuć, myślę sobie pewnie coś zjadłam, że tak jelita mi buzują... wieczorem poszłam do łazienki siusiu i zobaczyłam krew...zawołałam męża

Znów szpital... tego co przeżyłam w szpitalu nie życzę nikomu.... do szpitala pojechałam po 20 zanim zostałam przyjęta na oddział minęły ok 2 godz, usg miałam ok godz 22, lekarz zadał mi pytanie, na jakiej podstawie sądzę, że jestem w ciąży, bo on tutaj nie widzi nic....

Podałam mu wynik badania beta HCG wykonane w 21dc i wynosiło 41...zabrał wynik i kazał czekać do jutra, wróciłam na salę lecz nie mogłam zasnąć ,mąż już pojechał do domu...

Rano po obchodzie wezwali mnie na usg, lekarz powiedział, że macica nie ciążowa, więc w ciąży nie jestem!!! ale skąd krwawienie? to on nie wie....

Zrobimy BETĘ....

Po badaniu, krwawienie się dużo zwiększyło.... zaczełam mocno krwawić :(
Zgłosiłam to siostrom, ale co z tego żadna się tym nie przejeła, bo ponoć jestem w ciąży UROJONEJ!!!!

Płakałam, jak tak można powiedzieć, że sobie ciążę wymyśliłam ? jak ?

Wieczorem przyszedł lekarz i powiedział, że beta spadła o połowę... na drugi dzień wypisali mnie do domu.

Nie chciałam tam leżeć, gdzie brak opieki i jeszcze nie sznują praw człowieka....

Choć minął ponad miesiąc od odejścia mojego Dziecka każdy dzień przeżywam tak samo...

Bo dla mnie były to Dzieci... te wyśnione, wyczekiwane

Jestem Mamą 3 Aniołków

Tam gdzie jesteś
pewnie jest dzień
w złote plamy słońc
Pewnie śmiejesz się
tak cudownie

W pieszczotach
roztańczonych chwil
Jeden po drugim spełniasz
swoje sny

Tu gdzie jestem
jest teraz noc
i najzimniejsza z zim

W iskierkach wspomnień grzeje się
w pamięci szukam Cię

A czas
płynie jakby nigdy nic
nieskończony kręci film
o takich jak my...

Moje serce
zmienia swój kształt
Już większe jest niż ja
Od nagłych wzruszeń pęka już
Pomóc nie mogę mu

A czas
płynie jakby nigdy nic
głośno liczy moje łzy
w jego ręce oddam się
poczekam kilka dni
a gdy wreszcie znów
stanę z Tobą twarzą w twarz
powiem Ci
jak było tu Ciebie brak
jak było Ciebie brak

A czas
płynie jakby nigdy nic
nieskończony kręci film
o takich jak my...

A czas
płynie jakby nigdy nic
głośno liczy moje łzy
w jego ręce oddam się
nim przyjdziesz Ty
zanim przyjdziesz Ty
zanim przyjdziesz Ty...

 „A Kiedy Tesknie”, wykonawca: Anita Lipnicka